Sobota 032.11.13r.
Dziś na nabożeństwie płakałem. W pierwszej części nabożeństwa, w formie wygłoszenia kazania, wystąpiła młoda czarnoskóra adwentystka Dnia siódmego z Dublina. Mówiła o swoich doświadczeniach z Bogiem, okraszając to śpiewem z akompaniamentem młodego gitarzysty.
Nie płakałem dlatego, że wzruszyłem się jej głosem, słowami pieśni, historią jej doświadczeń. Płakałem przez refleksję, która pojawiła się w mojej głowie, patrząc na twarz młodej kobiety, występującej przed zborem w Świątyni Pana. Jej twarz wyrażała to szczególne szczęście kobiety , która wierzy, że ma – w tym konkretnym miejscu i czasie - ścisła „czystą” więź z Bogiem, z mężczyzną, dzieckiem ( często jeszcze nie narodzonym ), którego kocha, lub przekonana jest że go kocha. Była naiwna, powierzchowna w swym oddaniu się Bogu – ale tak bardzo głęboko wierząca w swą bliskość z Bogiem. I właśnie ta głębokość jej wiary, wraz oznakami szczęścia na jej twarzy, wzbudziły we mnie refleksję. Spuściłem głowę, pochylony chowając twarz w dłoniach… czułem miłość zrozumienia – z dojrzałym pakietem żalu za poniesione straty, rozpaczy bezsilności. Patrząc jak się kobieco otwiera, jak jest przy tym szczęśliwa, w moim sercu i głowie, widziałem moja żonę, jej twarz, z tych naszych wspólnych chwil, gdy wyrażała szczęście otwarcia, dawania i przyjmowania, wiary, że to już na wieczność…. To szczególny kobiecy wyraz twarzy – który w mężczyźnie wzbudza jednocześnie pożądanie zdobycia i zachowania dla siebie, pielęgnowania, ochraniania nawet z narażeniem własnego życia. Tylko dowód zaufania dziecka może równać się z tym kobiecym dowodem szczęścia ( co niestety wzbudza niezdrowe wszeteczeńskie podniecenie u pedofilów )
Szczęsna kobieta - która ma powody cieszyć się tego typu szczęściem. Szczęsny mężczyzna – któremu wolno być blisko przy tak szczęśliwej kobiecie; najbardziej ten szczęsny – o którym kobieta myśli, że on przyczynił się do jej szczęścia.
To już wiem z okresu „kobiety wino i śpiew”. Wiem, jak niewiele potrzeba, by przekonać kobietę, aby czuła się w ten sposób szczęśliwa. Jednak nigdy nie kojarzyłem to z wiarą w Boga! Dopiero mój ostatni związek cudzołożny z okresu studiowania Biblii, uświadomił mi ten fakt. Tylko jeden raz wykorzystałem kobiecą wiarę przekonania, spodziewania się że ma bliski kontakt z Bogiem, w momencie gdy zdecyduje się być ze mną.... by zaspokoić swoje męskie ambicje, zagłuszane "głosem sumienia" - robisz to, by pocieszyć słaba istotę, jaką jest kobieta w swym zachłannym pragnieniu bycia szczęśliwą. Było to w początkowym okresie studiowania Biblii razem ze świadkami Jehowy. Ale Słowo Boże przekazuje człowiekowi moc zreflektowania się… od tamtej pory zbliżałem się tylko do mojej żony, pragnąc widzieć jej twarz w szczęściu kobiecej wiarę, że nasze razem bycie ze sobą, jest błogosławione przez Boga. Fakt, że Mariola deklarowała wyznawane tych same zasady moralne - był decydującym do poślubienia ją.
Zapewniam, że Mariola miała uzasadnione biblijne powody, do rozwiedzenia się z pierwszym mężem, by móc powtórnie wyjść za mąż – czego nie może powiedzieć w przypadku życia w jej obecnym związku konkubenckim z Czesławem.
Kobieta nie powinna wychodzić za mąż - przyjmując jego nazwisko, jeśli nie pokocha zasady moralne, które on wyznaje. Jeśli to zrobi - zdradza lub zdradzi swego męża. Człowiek nie powinien okazywać ( szczególnie publicznie ) czci Bogu, przyjmując Jego imię Chrześcijanin, jeśli nie potrafi na podstawie moralnego zakonu tego Boga, zbudować sobie szczęsne życie uczuciowo emocjonalne. Jeśli to zrobi - zdradza lub zdradzi czczonego przez siebie Boga ( zobacz: Izj.4:1 )
Istnieje różnica między kochaniem a miłością.
Kochanie to uczucie pragnienie uzyskania zgody na zbliżenie uczuciowe, cielesne, od osoby, która stała się „obiektem” kochania, na bliższy lub dłuższy dystans czasu. Jest wiele powodów, które mogą wzbudzić w nas zakochanie – dlatego, warto być uświadomionym istnienia potrzeby zakochania się, aby nie popełnić błędu nieświadomego ulegania odczuwaniu tej potrzeby . Warto również mieć to uświadomienie na wypadek, gdy samu zostaje się "obiektem" kochania innej osoby.
....nie zdążyłem wpoić tej nauki mojej pięknej pannicy – przez zapyziałą głupotę jej cioci i babci, w zbyt szybkim pobudzaniu pragnień, do których - ta moja kochana ćma – nie była jeszcze gotowa. W okresie „kobiet, wina i śpiewu” wiele razy widziałem ćmy, pożerane przed ogień, które je zwabiał …. Ale którego ja nigdy nie rozpalałem, brzydząc się tego typu sposobami zjednywania sobie uległości kobiecej.
Dlatego oświadczam, że nigdy nie wybaczę mojej szwagierce Anuli S., za to co zrobiła mojej córce - do czasu, aż się sama zreflektuje, by przyznać się do błędu przed Agnes – w ten sposób dając mi szansę odratowania mojej pannicy....
Miłość ( prawdziwa lub fałszywa, uświęcona lub fatalna, dojrzała lub niedojrzała ) - to konkretne postępowanie wobec „obiektu” naszego zakochania – aby zaspokoić jego potrzeby, z powodu których ukochany obiekt dał zgodę na zbliżenie cielesne, uczuciowo emocjonalne. Miłość Agape, to postępowanie według moralnych zasad Boga. Miłość Filo to postępowanie widzimisie naszych uczuć i emocji; zmiennych, stronniczych, egoistycznych - jak nasze serce, pozbawione kontroli norm zasad Boga.
I tu jest niezbędna wiedza w temacie różnicy, między posiadaniem świadomości istnienia potrzeb promieniowania perełkami miłości do bliźniego swego - od tylko samego odczuwania takiej potrzeby.
Na pohybel Anulce S.!
Moja refleksja podczas dzisiejszego nabożeństwa, zgłębiała się dalej. Nie patrząc już na młodą czarnoskórą pieśniarkę, słysząc jej śpiew, z mocy refleksji, zgłębiałem zadane sobie pytanie: dlaczego moja żona, swoje szczęście wiary posiadania więzi z Panem Jezusem Chrystusem, wyrazem swojej twarzy Czesławowi obdarowuje, a nie mnie?
I to właśnie doprowadziło mnie do rozpaczy, którą chowałem w dłoniach, siedząc pochylony.
Kobiety, pod żadnym uzasadnieniem, nie powinny pełnić urzędy duszpasterzy ( podobnie jak: Niesprawiedliwi, wszetecznicy, bałwochwalcy cudzołożnicy, rozpustnicy, mężołożnicy, złodzieje, chciwcy, pijacy, oszczercy, zdziercy.) Wynika to z ich natury – mianowicie, dla uzyskania poczucia szczęścia w uczuciach i emocji, są gotowe odrzucić zobowiązanie zachowania posłuszeństwa zakonowi Boga. Dla szczęścia potrafią stworzyć wizerunek Boga, który „zmieni” - dla ich potrzeb życia w poczuciu szczęścia - swoje Boskie normy moralne. Mężczyzna zasad Boga, nie potępia kobiety i pozostałych wyżej wspomnianych za tę „wadę”; jednocześnie nie wykorzysta tę „wadę” by zbliżyć się cieleśnie, uczuciowo i emocjonalnie, do kobiety lub pozostałych, w dla osiągnięcia jakikolwiek ( seksualnych, biznesowych, towarzyskich ) celów. Kobieta dla uzyskania poczucia szczęścia , potrafi oszukiwać sama siebie, partnera, że jej wiara nawiązania bliskiej błogosławionej więzi z Bogiem, jest zawsze prawdziwa – niech tylko twoim imieniem się nazywamy, zdejmij z nas naszą hańbę!; niezależnie jakie zastosuje środki, by osiągnąć poczucie szczęścia. Kobieta domaga się, aby mężczyzna dawał dowody, że również jak ona wierzy, że ich związek ( np. cudzołożny ) jest błogosławiony przez Boga. Ten mężczyzna, który utrzymuje kobietę w błędnej wierze – jest mężczyzną „nieczystych” zasad moralnych. W oczach Boga jest człowiekiem nieczystym, jak wśród zwierząt wieprz. Tak więc moje określanie Czesława wieprzem, nie należy traktować jako próba deprecjacji jego imienia, ale jako stwierdzenie faktu dokonanego przez niego samego ( jego czyn go oskarża - nie treść mojego blogu. Treść ta, co najwyżej wskazuje, że na Czesławie ciąży tego typu oskarżenie ). To nie ja go tak nazywam – to zakon Boga go tak nazywa – właśnie tego Boga, którego nieprawdziwy wizerunek wyciska na twarzy Marioli uniesienie szczęścia ; które on wykorzystuje, nie mając do tego żadnego Boskiego prawa ( co najwyżej ma prawo dane mu przez moją rozgoryczoną żonę, oraz Adwentystów Dnia Siódmego ze zboru w Londonderry z pastorem Weiresem Coesterem na czele ).
W tworzeniu pozorów moralnego uzasadnienia, do odczuwania szczęścia z powodu bezpośredniego kontaktu, czy z Bogiem, czy z mężczyzną z którym ( rzekomo ) łączy kobietę czysta miłość, kobiety wykazują szczególny pragmatyzm – który wielu mężczyzn nie docenia, tracą możliwość szczęsnego bycia z kobietą, gdy na jej twarzy pojawia się to szczególne poczucie szczęścia. ( już zdefiniowałem ten pragmatyzm - ale nie pamiętam w którym poście.)
Są jednak mężczyźni, którzy dostrzegają ten pragmatyzm – mimo to dobrowolnie zrezygnują z szczęsnego przeżywania bliskości z kobietą w stanie uczuciowo emocjonalnego podniecenia, wynikającego z ( pozornego - a wręcz fałszywego ) poczucia szczęścia z kontaktu z czystym Bogiem, czystym uczuciem miłości ludzkiej. Tacy mężczyźni szczególnie cierpią – gdyż to właśnie oni darzą kobietę prawdziwą czystą miłością Agape; miłością przez którą Bóg wysłał swego Syna na śmierć, by dać kobiecie oczyścić swojej ciało z splugawienia pozornego szczęścia wiary, że stosowanie środków niezgodnych z moralnymi zasadami Boga, może skłonić Go do pobłogosławienia szczęściu, do którego kobiety tak zachłannie dążą – gotowe odrzucić zasady Boga i przyjąć zasady Jego przeciwnika.
Trzymając twarz w dłoniach, płakałem przypominając sobie twarz mojej żony pełnego szczęścia – przy mnie, dla mnie i przeze mnie.
Ale na spotkaniem z Bogiem w Jego Świątynie, nie przychodzi się by celebrować płacz, śpiew, modlitwę - lecz by poddać się refleksji ze wsparciem Pocieszyciela. Więc wgłębiałem się dalej w swoją refleksję. Moim ciałem wstrząsały konwulsje rozgoryczenia – gdy dotarłem do świadomości, jak bardzo brakuje mi szczęsnej atmosfery bycia z żoną z twarzą wyrażającą szczęście wiary że jej oddanie się konkretnemu mężczyźnie, jest błogosławione przez Boga. Jak mi tego brakuje!!!! Jakże za tym tęsknię !!!!
Jeszcze raz powtarzam:
Bóg nie jest dewotą – Jego błogosławieństwo nie zależy od pozycji zbliżenia seksualnego, ale od wykorzystania Jego zakonu, jako środka pomocniczego do osiągnięcia poczucia szczęścia u kobiety tym zbliżeniu; i w życiu codziennym, które powinno być grą wstępną kierującą parę do zbliżenia.
Pragnąc tak bardzo być z Mariolą, oskarżałem samego siebie, dlaczego nie pozwoliłem jej zachować pozory, że jej zgoda na zachowanie się jej matki i siostry wobec naszej córki, nie odbierze naszej parze małżeńskiej Bożego błogosławieństwa - tak, że będzie mogła przychodzić do mnie i obdarzać swym uśmiechem odczuwania szczęścia wiary przekonania, że zachowuje bliska więź z Bogiem, gdy jest ze mną. W swym rozgoryczeniu nie wspominałem osobę Czesława – jego ryj duchowo nie mógł znaleźć się ( lub nawet przyplątać, jak to ma miejsce w moim życiu, dzięki mojej żonie.... i moim trwaniu przy zasadach Boga ) w mojej myśli, uczuciach i emocji serca - jakie towarzyszyły mi podczas refleksji w Świątyni Pana. By usprawiedliwić to mojej „pójście na skróty” w zachowaniu karności wobec zakonu Boga, wspierałem się przekonywaniem, że kobiety to istoty słabe, którym trzeba gentelmeńsko wybaczać.
Tak dotarłem do setna tematu mojej refleksji.
Zrozumiałem, że trzymanie się zasad Pana Jezusa Chrystusa spowodowały, że straciłem możliwość zachwycania się uśmiechem, blaskiem oczu Mariolu, seksualnym naprężeniem jej ciała w poczucia szczęścia.
To uświadomienie wycisnęło łzy, spięło mięśnie ciała, zacisnęło zęby; pojawił się ból w środku. Chciałem wyjść z sali ; zostałem, by uniknąć patrzenia na innych uczestników nabożeństwa. Było mi obojętne, czy widzą moje wzruszenie – przecież nie z nimi podjąłem się tej refleksji z Bogiem; w Jego – nie w ich świątyni.
Przecież w ostatnich dniach po moim powrocie z banicji, po 3 latach „odświeżyli” cenzurę wobec mojej osoby ( o tym w następnych postach, relacjonujących moje pierwsze spotkanie z pastorem Weiresem Coesterem ); przecież oni nadal tolerują spotkania mojej żony z Czesławem – tym samym dając dowód stronniczej postawy w tej sprawie, na korzyść Czesława ( więcej w relacji ze spotkania z pastorem Weiresem ); gdy egzekwując wobec mojej osoby prawo dyscyplinarne KADS, jednocześnie nie stosują to prawo wobec adwentystki Dnia Siódmego, która żyje w cudzołożnym związku od 15 miesięcy.
Uświadomiłem sobie, że trzymanie się zakonu Pana, być może na zawsze odbierze mi możliwość zobaczenia na twarzy Marioli tego szczególnego szczęścia – które było treścią mojej szczęsnej satysfakcji mężczyzny, męża, kochanka.
Nie chcę być przeszkodą dla Marioli w osiąganiu szczęsnych uczuć i emocji z jakimkolwiek mężczyzną. ( Czesław pojawił się w moim blogu tylko dlatego, że jest ilustracja, dowodem, „papierkiem lakmusowym” wskazującym kompletny brak moralnych zasad Bożych w Seventh-day Adventist Church/ Kościół Adwentystów Dnia Siódmego; tylko dla tego! ) Osiągnięcie satysfakcji w moim przyszłym życiu – w przypadku, gdy potoczy się bez udziału mojej żony - nie może być uzależnione od sukcesów lub porażek w życiu Marioli. Naprawdę życzę jej, aby jak najczęściej, jak najintensywniej odczuwała to szczególne kobiece poczucie szczęścia – niezależnie, kto będzie szczęściarzem doświadczającym to osobiście. Przecież to Bóg osądzi, czy potrafi z wykorzystaniem Jego zakonu być szczęśliwa tu ma ziemi – by zdecydować, czy będzie szczęśliwa ( moralnie - nie cieleśnie, jak mylą osoby kultu ciała w KADS, z Beatą Śleszyńska na czele ) w Jego Królestwie Niebios. Ja tylko wypełniam obowiązek mężczyzny, męża, kochanka czystego zbliżenia, brata duchowego, pełnoprawnego współwyznawcy Kościoła Bożego :
Mat.18: 15-17… A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam; jeśliby cię usłuchał, pozyskałeś brata swego. Jeśliby zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz zborowi; a jeśliby zboru nie usłuchał, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik.
Niepodważalny fakt, że w KADS brakuje „jednego lub dwóch” a także całego zboru z Przewodniczącym Irish Mission pastorem Davidem Nealem, z pastorem Weiresem Coesterem, również z rodzonym bratem Krzysztofem Szemą , do których interwencji mógłbym się odwołać, w momencie nie wysłuchania przez Mariolę moje biblijnych przestróg – to nie mój wstyd przed Bogiem i światem, ale całego światowego Seventh-day Adventist Church. ( więcej w następnych postach relacjonujących mojej pierwsze spotkanie z pastorem Weiresem Coesterem ) Wstyd prawdy o faktycznie stanie moralności w KADS, który społeczność tego Kościoła – szczególnie przywódcze struktury - zmusza do przyjęcia pozycji niemej żony Lota, która zastygła w cierpieniu i strachu, wobec tego co zobaczyła w karanej gniewem Bożym Sodomie…
Skąd więc to moje rozgoryczenie, wynikające z uświadomienia, że trwanie przy zakonie Boga, oddala mnie od mojej żony, z którą związał mnie właśnie Bóg? Z uczucia cierpienia i strachu… o jej przyszłość, także naszej córki Agnes, Czesława, członków zboru w Londonderry - które jest dokuczliwsze od strachu, jaki chcą wzbudzić we mnie niektórzy anonimowi komentatorzy moich postów. Moje postępowanie wobec moich problemów z moją żoną i KADS, jest pozbawione takich osobistych uczuć, jak: obrażona duma, zazdrosna próżność, wrogość zapyziałej pychy. Dlatego to ja cierpię, a moim adwersarze się śmieją – mimo, że ja i oni odczuwamy strach… i związane z nim cierpienie.
Książkę dedykuję mojej Rodzicom: Michalinie Bury i Leonowi Szczęsny i Kochanej Agnes
O mnie
- Bogdan Szczesny-Bury
- Londonderry, United Kingdom
- adres: happybodzio@interia.eu , jestem Polakiem, wykluczony z instytucji kościelnej globalnego KADS Seventh-day Adventist Church copyright: Bogdan Szczesny - Bury
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz