O mnie

Moje zdjęcie
Londonderry, United Kingdom
adres: happybodzio@interia.eu , jestem Polakiem, wykluczony z instytucji kościelnej globalnego KADS Seventh-day Adventist Church copyright: Bogdan Szczesny - Bury

środa, 7 sierpnia 2013

3 Cześć - Geny "starego człowieka" mieszkajacego w...

Kocham moją żonę miłością, która nie rodzi nienawiść, wrogość. ( Jeśli ktoś uważa, że ujawnianie prawdy jest aktem wrogiej nienawiści – to nie może być człowiekiem życzliwym dla ludzkości, co najwyżej może interesownie udawać, że jest życzliwy ) Moją żonę kocham Agape, widząc w niej człowieka – który pragnie czynić dobrze i krzewić miłość Bożą wokół siebie. Moje promieniowanie miłością Agape do żony, wyraża się pewnością, że jej obecne postępowanie wynika z faktu, iż pozbawiona duchowo etycznej mobilizacji ze społeczności KADS, w osobistym rozgoryczeniu uległa własnemu „staremu człowiekowi”; wydając zgniły owoce małżeńskiej zdrady.
Miłością Agape kocham również Czesława - dlatego tak pokornie – wobec Boga, toleruję jego wtrącanie się w moje małżeńskie sprawy; wiedząc, że to Bóg wyznacza koniec "Czasu Łaski" ( okres wybaczania współmałżonkowi i skanowania swojej postawy wobec przyczyn pojawienia problemów małżeństwie ) który dał mojemu związkowi małżeńskiemu z Mariolą, byśmy narzuconą przez Mariolę separację wykorzystali do znalezienia duchowo etycznych sposobów, pozwalających wypełnić obowiązek tego się ślubowało( obowiązek szczęsny - bo dobrowolnie podjęty z wiarą, że Bóg błogosławi w widocznym progresem Agnes ) Fakt,że Mariola okres separacji wykorzystuje by budować więź uczuciowo emocjonalna z Czesławem, nie zwalania mnie z obowiązku poczekania na zakończenie przez Boga Czasu Łaski.
Czesław nie jest moją żoną przed Bogiem; Bóg nie związał mnie z nim węzłem małżeńskim. Duchowo etyczną mobilizacją Czesława powinna się zająć społeczność KADS – jeśli chce go przyprowadzić do Pana Jezusa Chrystusa! Pytanie tylko: czy jest ktoś w KADS, kto uczyni to w duchu miłości Chrystusowej?Ja poprzestałem na liście do niego, domagając się, aby duchowo etycznie uzasadnił przede mną, jego spotykanie z moją żoną. Podobnie jak adwentyści Dnia Siódmego, Czesław zignorował moje pokojowe rozwiązanie sprawy między nami; członkowie zboru w Londonderry, wiedząc o jego odrzuceniu mojej pokojowej propozycji, nadal traktują go jak duchowego brata, a mnie jak nieuświęconą personę non grata. Jeśli Union British nie spełni mojej próby wyjaśnienia sprawy co się dzieje w zborze w Londonderry pod przywództwem Przewodniczącego Irish Mission, to zbór w swym "uświęceniu" - Bogdanowi to się należy, przyjmie Czesława do grona społeczności globalnego KADS.
Już w Polsce, na zebraniu zborowym z datą 07.02.05r. pod przewodnictwem pastorów: W. Szkopińskiego i E. Parmy miała miejsce sytuacja, gdy obcy człowiek z poza kościoła – ale „przyjaciel domu” jednej z członkiń zboru w Tychach, na tym zebraniu, mógł nie tylko być obecny, ale zajmować głos; gdy tymczasem mi było to zabronione! Prawda, pastorzy W.Szkopiński, E.Parma, J. Krysta i M. Rakowski? W przyszłym tygodniu rozpoczynam proces sprawie mataczenia pastorów: Jana Krystę i Marka Rakowskiego, zachowania się pastorów: W. Szkopińskiego i E. Parmę w tamtym zebraniu zborowym.
Pragnę zapewnić, że ujawniać geny „starego człowieka” mojej żony, nie zapominam o genach swojego „starego człowieka”; nie zapominam, jak często ulegałem mu, przyczyniając się do tragedii naszej rodziny. Jednak nabywając doświadczenia w prowadzeniu dyskusji z moimi adwersarzami ze społeczności KADS, uznałem, dla dobra sprawy, której poświęcam redagowanie swojego blogu, ujawnienie swoich przewinić należy zostawić na innym czas …. Szanowny Czytelniku – ja jestem autorem mojego blogu; i to ja jestem, odpowiedzialny co i kiedy ujawniam w jego treści.

Po przeprowadzeniu się z Polski do Londonderry rodziny Szczęsnych-Bury, któregoś dnia moja żona znalazła się w trudnej sytuacji „między młotem a kowadłem”. Nie powinna znaleźć się w takim miejscu, ponieważ jako żona, powinna być po stronie męża . Pozycja „między” jest zarezerwowana tylko dla mediatorów pokój czyniących– którzy muszą spełniać podstawowy warunek: „opinię bezstronnego dla wszystkich stron konfliktu”, czyli przestrzegający obowiązujące skonfliktowane strony regulaminy. Mariola jednak pozwoliła zasiać w swym sercu wątpliwość w sprawie, w której wszystko „ co dobre a co złe, właściwe i niewłaściwe” było ewidentnie określone przez… regulaminy kościoła.
Kobiety wiary kobiet z Izj.4:1 z osobistym wyznaniem u/zawierzenia Bogu: „Swój własny chleb będziemy jadły i swoim własnym odzieniem będziemy się przyodziewały, niech tylko twoim imieniem się nazywamy, zdejmij z nas naszą hańbę!” często znajdują się w sytuacji "między młotem a kowadłem" w duchowo etycznym sporze między ich mężem a osobami trzecimi.
Świadomość istnienia potrzeb duchowych ( coś odwrotnego do nieodpowiedzialnego życiowo, uczuciowo emocjonalnego ulegania odczuwaniu tych potrzeb ) zmusza kobietę, by przed otworzeniem się ( uczuciowo emocjonalnie, seksualnie ) dla mężczyzny, przed poślubieniem go, najpierw - zaradnie życiowo- uświadomiła sobie, czy jest gotowa pokochać duchowo etyczne zasady, którymi kieruje się je wybranek. Jeśli tego nie zrobi – prędzej lub później, będzie cierpieć, stając się łatwym łupem przeciwnika Boga w skuszeniu ją do zdrady swego męża.
Jeśli kobieta wychodzi za mężczyznę, nie kochając jego duchowo etycznych zasad – już w dniu ślubu zdradza go!

Osoby wiary kobiet z Izj.4:1 permanentnie znajdują się między Bogiem a szatanem; między dobrem a złem, przyzwoitością a chamstwem, sprawiedliwością i prawdą a niesprawiedliwością i kłamstwem …. nie zależnie jak bardzo pragną zbliżyć się do Boga, jak bliski kontakt mają z Nim. Kontakt z Bogiem, nie koniecznie musi być jednocześnie duchowo etyczną więzią z Nim. ( przykład: para Adam i Ewa, a potem ich syn Kain )
Niezdecydowane trzymanie się duchowo etycznych zasad, sprowadza do pozycji „między młotem a kowadłem”… Moja żona znalazła się w tym miejscu w momencie, gdy nie zareagowała na poniżający incydent z zakneblowanie mi ust. Sam fakt, że ten incydent została zainicjowany w obecności naszej 12-letniej córki, powinien Mariolę zmusić do matczynej reakcji… Mariola doskonale wiedziała, dlaczego pokornie pozwoliłem się poniżyć w społeczności, w której żyła nasza rodzina. Już kilka lat wcześniej, w Polsce, 3 tygodnie po zebraniu zborowym w Tychach z datą 07.02.05r. pozwoliłem jej pierwszemu mężowi - z którym była w trakcie rozwodu, nabuzowanemu zachowaniem się pastorów KADS na tymże zebraniu… gryź mój kciuk…
( Czesławie, nie musisz się bać, że Cię pogryzę! Czesławie - już z tego powodu Ty, Mariola, zbór w Londonderry, nie macie żadnego uzasadnienia do usprawiedliwienia twojego przebywania z moją żoną, próbując nadać analogiczne podobieństwo dzisiejszej sytuacji do tej z okresu 03- 06r. )
Moja żona, po incydencie z zaklejeniem mi ust taśmą, powinna natychmiast spotkać się z pastorem Claudiu Popescu, by mu oświadczyć: „Ja podziwiam mego męża Bogdana Szczęsnego-Bury, że nie dał ci pastorze Claudio po twarzy wobec twojego publicznego poniżenia go. Podziwiam go, bo dla zachowania uświęcenia kaplicy zborowej, dla złagodzenia stresu naszej córki – po tym jak zobaczyła jak ty i reszta zboru poniżaliście jej ojca, zachował opanowanie, tak charakterystyczne dla mężczyzny odpowiedzialnego - wobec twojego Claudiu zasmarkaciałego zachowania. Tylko smarkacz poniża mężczyznę, nie mając w tym żadnego interesu, nie znając możliwości mężczyznę, którego poniża. Bogdan kocha naszą córkę, kocha społeczność KADS i duchowo etyczne zasady obowiązujące w tym kościele – dlatego musi nadal trzymać się swego kierunku rozwiązania problemu, który ty Claudiu stworzyłeś w naszej rodzinie i zborze w Londonderry. Musi czekać…. również na moją – jego żony i matki naszej córki reakcję. Bogdan nie narzuca innym swoich racji – ale czekaniem stwarza sytuację „wybaczania” – nie mściwego odwetu. Czekając stwarza okazję popełniającym zło do zadania pytania: „jaka jest moja więź z Bogiem, jeśli potrafiłem zrobić tyle złego bliźniemu swemu?” Na Bogdana milczenie, ty pastorze Claudiu też nieodpowiedzialnie ( i tchórzliwie ) milczysz, nie wykorzystując dany ci czas do refleksji. Dlatego dziś na mnie przyszła kolej kontynuowania rozwiązania – w kobiecej delikatności – tej sprawy. Więc oświadczam ci, że oczekuję od ciebie pastorze Claudio, abyś natychmiast przed zborem przeprosił mojego męża – ale tylko według duchowo etycznych zasad naszego kościoła, tj. przyznając przed zborem, że twoje postępowanie jest sprzeczne z regulaminami KADS, i stwarza negatywny obyczajowy precedens do tworzenia w przyszłości grupowych zgorszeń i uprzedzeń, do stosowania innych środków przemocy. Wyjaśnisz przed zborem na czym polegało zło uczynione przez Ciebie – nie tylko mojemu mężowi, mojej córce, mojej osobie, ale również zborowi w Londonderry; tym samym dziełu budowania „duchowego domu”, którego członkowie tego zboru, będą duchowo etycznymi „żywymi kamieniami”. Samym słowem „przepraszam” tylko zaniepokoisz Bogdana, co do swoich kwalifikacji pastora KADS – mojego męża nie uspokoisz schlebiającym mu słowem: „przepraszam” wypowiedzianym przed zborem, nawet przed nasza córką! Dlatego, jeśli nie spełnisz mojego – pełnoprawnego współwyznawcy KADS, żyjącego ponad 30 lat w Prawdzie – oczekiwania, bo nie dorosłeś do tego ( dorastając tymczasem do poniżania pod wpływem podszeptu Beaty Ś. I Agnieszki G – to mój mężowski dodatek do mądrej przemowy mojej żony, nie potrafiłem się powstrzymać, przepraszam Czytelniku ), to oświadczam ci, że osobiście złoże skargę na ciebie twoim przełożonym z Irish Mission.”

Takie wystąpienie mojej żony ( no może w mniej ostrej wypowiedzi ), już na początku kontaktu naszej rodziny ze zborem w Londonderry ( osób nie brzydzących się chamskim zachowaniem ), utrwaliłoby przekonanie w tym zborze, że nasz rodzina tworzy szczęsny partnerski duchowo etyczny monolit, który będzie się wzajemnie wspierał, atakowany z zewnątrz. Jednak moja żona, nigdy nie zareagowała w tej sprawie. W następnych również - za to chwalona przez zbór jako mądra kobieta. W rzeczywistości wskazała grupie - która chciała podporządkować sobie jej męża w sferze wolności sumienia i wyznania wiary - w jakim punkcie jest bezbronny.
Dlatego mobbingu w kościele jest straszniejszy w skutkach od mobbingu w zakładzie pracy.

Moja żona nigdy nie powiedziała swoje matce i siostrze: „Bogdan Szczęsny-Bury jest moi mężem przed Bogiem; a nie ty mamo i siostro. Dobrowolnie wyszłam za niego, przyjęłam jego nazwisko…. z pozycji adwentystki Dnia Siódmego ( więc świadomej konieczności u/zawierzenia duchowo etycznym zasadom KADS ) pewna, że jego duchowo etyczne zasady będą wartościowym wzorem dla naszej córki – czego obie byłyście świadkami, gdy nasza córka osiągnęła postęp w nauce i sporcie, w kontaktach z rówieśnikami. Znacie Bogdana na tyle, by być pewnym, że on sprzeciwi się każdemu – nawet mojej osobie, gdy dowie się, że wpajane są naszej córce zasady, sprzeczne do tych, które on jej wpaja, poparty osiągniętymi przez nią sukcesami. On będzie walczył z każdym, kto skrzywdzi jego dziecko, wpajając mu zasady, kierujące Agnes do patologii życiowej. Dlatego, będąc gośćmi w domu Szczęsnych-Bury, proszę, abyście uszanowały zasady w nim obowiązujące; proszę o to, mając świadomość , że wymaga tego sam Bóg. Mamo, ty jesteś adwentystką Dnia Siódmego, więc tym bardziej mogę od ciebie oczekiwać zrozumienia do mojej prośby. Oświadczam, że zawsze będę po stronie Bogdana – bo ślubowałam mu wierność małżeńską. Za nim wyszłam za niego, przez 3 lata miała okazje poznać jego opanowanie, zaradność, szczodrość, troskliwość, oddanie, poczucie humoru, umiejętność łagodzenia konfliktów w relacjach między mną a dziećmi, łagodne acz skuteczne wprowadzał dzieci w służbę ewangelizacyjną ( chodził z nimi głosić i kolportować ) – w wszystko to w ekstremalnie agresywnej wrogiej atmosferze, jaką stworzył mój pierwszy mąż. Skutecznie pomógł mi w sytuacji, w której wy same i społeczność KADS byłyście bezradne. Więc miałam racjonalny powód by przekonać się, że jego zasady są skutecznym środkiem stworzenia szczęsnej atmosfery miłości, radości w moim i Agnes życiu. Dlatego kobieco otworzyłam się dla niego uczuciowo emocjonalnie, łącząc się z nim węzłem małżeńskim – mając świadomość jak wiele duchowo etycznie zobowiązująco znaczy to dla niego…. Mówię teraz o jego definicji honoru… czyli o zachowaniu godności przez trwanie przy zasadach, zobowiązaniach, których samemu dobrowolnie się przyjęło; zaś w momencie incydentalnego złamania ich – przyznanie się do błędu, okazanie skruchy i gotowość naprawienia skutków swego błędu. Widziałam, jak zaangażował się w pokochaniu Agnes. On nie zrobił tego dla mnie, by schlebiać mojej próżności w celu skłonienia mnie do oddania się mu – on to zrobił, by być szczęsnym w wypełnianiu duchowo etycznych obowiązków, będąc pewnym, że podczas tego wypełniania, w jego, moim i Agnes sercu, rodzić się będą fajerwerki kolorów szczęsnych uczuć i emocji; bez kłamstw, niesprawiedliwości, nienawiści i podstępu, oszukiwania i wyzysku, ignorowania ujawnionej niewygodnej prawdy, obrażania się próżnej niepokornej dumy. Same musicie przyznać, że Bogdan nie schlebia komukolwiek, jeśli wymagają tego jego zasady… W innych przypadkach potrafi męsko komplementować – prawda mamo! Nie chcę by ktokolwiek popsuł dotychczasową szczęsną atmosferę w naszej rodzinie . Chcę przed Bogiem, sobą samą i innymi, zachować godność kobiecą, więc będę trwała wiernie przy swoim kobiecym otwarciu dla niego… bo wiem, że nigdy mnie nie zdradził z inną kobietą, zawsze stawał po mojej stronie w konflikcie z innymi, dawał mi dowody, że jestem dla niego najważniejsza z wszystkich ludzi. Mam pewność, że jak długo będę jego żoną, tak długo będzie miał upodobanie w szczęsnym obowiązku męża, zawsze widzieć moje ciało jak najpiękniejsze, najseksowniejsze – niezależnie ile mu przybędzie zmarszczek… Trwanie w tym obowiązku w jego i moim sercu rodzi szczęsne uczucia i emocje... Jeśli ktokolwiek stanie przeciwko mojemu mężowi podważając jego zasady; tym samy jego autorytet mężczyzny, męża i ojca naszego dziecka - wtedy ja stanę po stronie; nigdy zaś w pozycji „między”. Więc proszę, nie stwarzajcie konfliktowych sytuacji w naszym domu, narzucając się swymi przyzwyczajeniami np. piciem alkoholu; nie bądźcie intruzami w naszym domu, ale gośćmi, szanującymi w miłości naszą szczęsną więź małżeńską i rodzicielską – przecież to Bogdan serdecznie was zapraszał do Londonderry, ciesząc się z waszego przyjazdu . Proszę również – nie szantażujcie mnie, że zerwiecie kontakt ze mną i naszą córką, gdy pozostanę przy mężu i jego zasadach moralnych. On jest moim mężem, którego jestem żoną… jest mężczyzną, którego stałam kobietą… jest strażnikiem zasad, na podstawie których szczęśnie mogę wypełniać miłe mi obowiązki opiekunki cieplutkiego, serdecznego, łagodnego, cierpliwego, wybaczającego, sprawiedliwego w prawdzie, szczęsnego domowego ogniska rodziny adwentystów Dnia Siódmego ”
Takie zdecydowane wystąpienie – szczególnie, po częstowaniu alkoholem naszej córki, zmusiłoby moją teściową i szwagierkę m.in. do „empatycznego” uszanowania mojej miłości i troskliwości rodzicielskiej ( coś przeciwnego do „macho” ideologicznego formalisty, faryzeusza ). Prawda jednak jest taka, że w relacjach między moją żoną a jej matką i siostrą, brak jest duchowo etycznej empatii( miłosierdzia ) – pozostaje więc im światowa tolerancja, która nigdy nie mobilizuje do przestrzegania duchowo etycznych zasad Boga …… Podobnie jest w społeczności adwentystów Dnia Siódmego - czego wymownym dowodem jest awans Beaty Ś. na urząd Dyrektora ds. Zdrowia, publiczna wieloletnia bezkarność aktorki Anny Samusionek i milczenie wobec ujawnionej prawdy, pastora Andrzeja Sicińskiego i innych pastorów KADS.
Niestety, moja żona nie potrafiła podjąć tak zdecydowaną konkretną postawę ( przecież dowodzącą zachowanie zaradności życiowej ). Widziałem ( i cierpiałem w ukryciu ), jak z pozycji „między młotem a kowadłem” starała się ratować w naszym małżeństwie i rodzinie to wszystko, co nie można uratować, będąc w pozycji „między…” Ona sama cierpiała, rozgoryczona swoją niemożnością pogodzenia wiary kobiet z Izj.4:1 z wiarą u/zawierzenia Bogu, dumy z pokorą. Widziałem jak z braku empatycznej zdolności dostrzeżenia nie tylko moich potrzeb, ale przede wszystkim naszej małoletniej córki, wciągnęła Agnes w gehennę statusu „między młotem a kowadłem". Agnes została w chłonięta w środek konfliktu jej babci i cioci a jej ojcem... Uczuciowa Agnes nie mogła sobie dać z tym radę... pojawiło się w niej rozgoryczenie, podobne do tego, które czuła kilka lat wcześniej w Polsce. Tam jeszcze nie piła alkohol - tu w Londonderry, zasmakowała w nim, częstowana przez babcie i ciocię...
Miłość bez empatii to negatywna duchowo etyczna przypadłość rodziny moje żony, a także… społeczności adwentystów Dnia Siódmego.. W Polsce Mariola stała po konkretnej stronie – miałem więc sprzyjające warunki do zbudowania w serduszku Agnes zaufania do siebie, do moich metod wychowawczych; Agnes osiągnęła osobisty sukces. W Londonderry, ten proces przyczynowo skutkowy został przerwany przyjętą przez moją żonę postawą „między….”
Każde ludzkie działanie wobec pojawiających się przyjaznych lub wrogich okoliczności, wzbudza w sercu człowieka uczucia i emocje. Miejsce „między młotem a kowadłem” może zrodzić tylko negatywne uczucia i emocje. Dotyczyło to tak Marioli, jak Agnes; która została siłą wpakowana w miejsce „między młotem a kowadłem” doktrynalnego sporu, przez moją teściową i szwagierkę, a także członków zboru w Londonderry; którzy jako kontrargumenty na moje wnioski aby przestrzegano zasady regulaminów KADS, stosowali poniżenie, dyskryminację, cenzurę, a przede wszystkim plotkarskie oszczerstwo w obecności mojej córki. Jeszcze w Maju i Czerwcu 09r. – w dwóch ostatnich miesiącach roku szkolnego przed wakacjami 09r. Agnes otrzymała tytuł ucznia klasy.. po wakacjach 09r.nastąpiło raptowne pogorszenie jej zachowania. Stała się agresywna wobec siebie i innych…
Moja żona podjęła się ratować nasza córkę – stosując metody wychowawcze o 180% przeciwnie do tych, które ja stosowałem wyprowadzając Agnes z jej zaburzeń po doświadczeniach dziecka rozwodzącej się "pierwszej" pary rodziców. Dlaczego? Ponieważ w swych metodach musiała usprawiedliwić swoją matkę i jej zachowanie wobec naszej córki… W zasadzie po studium biblijnym na Jesieni 09r., w którym zmuszonym byłem stwierdzić przed naszą córką, ze jej babcia źle postąpiła częstując ją alkoholem – Mariola, w obecności Agnes zarzucając mi krytykanctwo ( co wcześniej stosowali członkowie zboru w Londonderry ), wyznaczyła proces wychowawczy, który ją i Agnes z pozycji „między….” przesuwał na duchowo etyczną stronę jej matki, siostry i członków zboru w Londonderry. I wyznaczonym szlakiem wychowania Agnes moja żona brnęła, brnęła – nie mogąc się cofnąć, bo zmuszona by była ujawnić, że jej matka i siostra były intruzami w domu Szczęsnych-Bury, wprowadzając konflikt w tej rodzinie ; mimo, że miała ewidentne dowody, iż jej metody nie tylko skutkują poprawą, a wręcz pogarszają stan Agnes. I jak to bywa w takich sytuacjach, jako moja żona, próbowała zmusić mnie, abym potwierdzał ( pokrzepiał jako kochający mąż ), że jej metody są właściwe w punktu widzenia Boga. Następowały rozmowy z monologiem w jedna stronę... żony do męża; małżeńska forma ocenzurowania kontrargumentów.
Ze zdolnością empatycznego zrozumienia punktu widzenia Boga moja żona też ma problem – jak każda osoba wiary Izj.4:1 z nieodłączną modlitwą intencyjną o błogosławieństwo Boga w: Swój własny chleb będziemy jadły i swoim własnym odzieniem będziemy się przyodziewały, niech tylko twoim imieniem się nazywamy, zdejmij z nas naszą hańbę!
A ponieważ istnieje duchowo etyczna zależność między brakiem empatii uszanowania punktu widzenia Boga z brakiem empatii uszanowania punktu widzenia męża; zależność między brakiem respektu do Słowa Bożego a brakiem respektu do słowa męża ( moja żona: "treść z 1 Tymoteusza 2: 9-12; Tytusa 2: 3-5 to już przeżytek w dzisiejszym świecie" ) dlatego moje milczenie wobec jej domagania się, bym słownie deklarował swoje poparcie jej metodom wychowania naszej córki, w sercu mojej żony zrodziło….. negatywne uczucia wobec mojej osoby. To początek drogi do…. spotykania się dziś z Czesławem w naszym domu; w którym już nie mieszka nasza córka Agnes i ja - za to Czesław, siostra Anula S. i matka Irena C.!
Zanim moja żona z pozycji "między..." dotarła do stronniczego usprawiedliwiającego ją pochlebstwa Czesława, najpierw sięgnęła po informacyjną pomoc z internetu. Tam zebrała materiał na swój elaborat dowodzący, że mam zaburzenia osobowości typu narcyzm - czyli pozbawiony zdolności empatycznego zrozumienia dla jej rozgoryczenia ... samotnego Hioba ( dosłownie tak sama siebie określiła! ) który w pojedynkę, opuszczony przez przyjaciół zmaga się ze złem tego świata w wychowywaniu córki.
Monika J-E, razem ze zborem w Londonderry, też wielokrotnie zarzucali mi brak zdolności empatii wobec ich punktu widzenia w sprawie przestrzegania karności regulaminowej w KADS.
Tu mamy okazje do rozważania, jaka rolę spełnia prawo, w ocenie kogo empatia jest od Boga, lub od Jego przeciwnika. Ale o tym innym razem...
Proszę jednak.. powiedźcie mojej żonie, że szczerze po męsku kocham ją miłością Agape - dlatego szczerze po męsku ujawniam wobec niej i świata mój brak zdolności empatycznego zrozumienia do jej metod wychowywania naszej córki, jak również tego, na co pozwala swojej matce i siostrze, i Czesławowi w domu, który nosi moje nazwisko. Czesław nigdy nie zbliżyłby się do Marioli w sytuacji, jakiej była w okresie 03-06r. Nie poświęciłby dla Marioli swoją osobę, by narazić się na ataki jej pierwszego męża, borykać się z naprawianiem relacji między matką a dziećmi - które ją nienawidziły, uprzedzone przez ojca. Czesław nie poświęciłby swoje spokojne życie, pieniądze, czas, dobrą opinię... dla Marioli. Ja w swym postępowaniu reprezentuję przeciwstawną moralność do tej, która reprezentował pierwszy mąż Marioli; dletego Czesław nic nie robiąc, o nic nie walcząc, nic nie ryzykując - został wpuszczony do mojego domu; traktując go jak wieprz koryto.
Czesław nie jest mężczyzną odważnym, oddanym sprawie, potrafiący przedstawić duchowo etyczne argumenty uzasadniające jego życie z moją żoną ( tymczasem zbór w Londonderry razem z Prezydentem Irish Mission znajduje uzasadnienie dla jego zachowania! )

A mobilizacji ze strony społeczności KADS, jak nie było, tak nie ma!

Moja żoną nie jest złą kobietą – brakuje jej tylko duchowo etycznej mobilizacji; ale tylko tej ze strony społeczności, której duchowo etyczny krwiobieg jest połączony z krwiobiegiem powierzonych wyroczni Bożych.
1 Kor.11: 23-30… Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, A podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż przyjdzie. Przeto, ktokolwiek by jadł chleb i pił z kielicha Pańskiego niegodnie, winien będzie ciała i krwi Pańskiej. Niechże więc człowiek samego siebie doświadcza i tak niech je z chleba tego i z kielicha tego pije. Albowiem kto je i pije niegodnie, nie rozróżniając ciała Pańskiego, sąd własny je i pije. Dlatego jest między wami wielu chorych i słabych, a niemało zasnęło.
Moja teściowa i szwagierka nie są złymi kobietami – brakuje im duchowo etycznej mobilizacji ze strony otaczającego je środowiska.
Bracia ze zboru w Londonderry nie są złymi ludźmi – brakuje im tylko duchowo etycznej mobilizacji ze strony pastora Davida Neal, Przewodniczącego Irish Mission – który przez wiele lat tolerował, a także aktywnie współuczestniczył w stosowaniu nieetycznych środków, które, niczym opium, miały wzbudzić w członkach zboru ułudę zadowolenia w cielesnej celebracji – ot choćby uroczystości Wieczerzy Pańskiej. Moja żona też napiła się tego opium pastora Davida Neal – dlatego dziś łudzi się, że zabierając Czesława do kaplicy w Londonderry wymodli swą modlitwą: Swój własny chleb będziemy jadły i swoim własnym odzieniem będziemy się przyodziewały, niech tylko twoim imieniem się nazywamy, zdejmij z nas naszą hańbę! błogosławieństwo swojego cudzołożnego związku z Czesławem. Wieloletnia bezkarność zboru w jego stosowaniu przemocy mobbingu, wzbudziła u Marioli przekonanie, że ona również może zachować bezkarność przed Bogiem, jeśli gorliwie będzie się u Niego wymodlać usprawiedliwienie… wbrew zasadom Jego jadła i szat!
( Przewodniczący Irish Misssion ukarał mnie sankcjami dyscyplinarnymi - mimo, że nigdy nie zastosował te sankcje wobec tych, którzy poniżali, itd.; w ten sposób duchowo etycznie zdemoralizował ten zbór )

Taka duchowo etycznie demoralizująca „mobilizacja” jest również skutkiem sytuacji w KADS, w której osoba ujawniającą prawdę o stosowaniu przemocy wieloletniego mobbingu jest oskarżana przez pastora Andrzeja Sicińskiego – Redaktora Naczelnego w: Wydawnictwo "Znaki Czasu" i pastora, dyrektora Sekretariatu Spraw Publicznych i Wolności Religijnej w: Seventh-day Adventist Church, cynicznymi urzędowo – nie pasterski Chrystusa słowami: „Pisanie do mnie z żądaniem odpowiedzi i jakimiś sugestiami, co to będzie jak nie odpowiem, odebrałem jako wciąganie mnie w obcy mi konflikt oraz jako szantaż emocjonalny. To, że jestem wykładowcą w WSTH prawa zborowego nie oznacza, że każdy może się do mnie skutecznie zwracać o wyrażanie opinii w swoich konkretnych problemach na tle stosowania tego prawa.(…) Ja nie mogę i zwyczajnie nie chcę być - bo jestem zbyt zajęty obowiązkami redakcyjnymi i domowymi - sędzią Brata spraw. Jeżeli przez to w oczach Brata stałem się jakimś kolejnym Brata osobistym "kościelnym" wrogiem - choć to dziwne, bo się nawet nie znamy - to trudno

Oto jak, ten kolejny "kościelny" wróg mojej osoby, zachęca do skosztowania owoców jego "obowiązków redakcyjnych" wydanych w magazynie KADS w Polsce.

Drogi Czytelniku!
Oddajemy w Twoje ręce magazyn „Znaki Czasu”, pismo, które od samego początku swego istnienia, tj. od 1910 roku, nieustannie zwraca uwagę na najbardziej aktualne zagrożenia i problemy dzisiejszego świata. Jeśli martwi Cię obecna sytuacja: upadek autorytetów i moralności, kryzys ekonomiczny, rozpad tradycyjnego modelu rodziny, degradacja środowiska naturalnego - gotowi jesteśmy pomóc, doradzić, zainspirować. Kiedy jesteśmy zdrowi, mamy dobre relacje z rodziną i satysfakcjonującą pracę - czujemy się pewnie. Co jednak, gdy któregoś z tych elementów zabraknie? Jak być przygotowanym na takie sytuacje? „Znaki Czasu” pomagają swoim Czytelnikom uniknąć podobnych problemów, a czasami też przygotować się na to, czego uniknąć nie można. Swoją wiedzę czerpiemy od znawców poruszanych zagadnień, ale także z Pisma Świętego - źródła ponadczasowych wartości i mądrości. Czasy, w których przyszło nam żyć, nie są łatwe. Jeśli zależy nam na budowaniu w społeczeństwie relacji opartych na otwartości i tolerancji, zaufaniu i życzliwości - „Znaki Czasu” mogą okazać się pomocne. Pragniemy tylko jednego - duchowej i intelektualnej satysfakcji naszych Czytelników. Zapraszamy do lektury. Jesteśmy otwarci na wszelkie opinie Nasz telefon oraz adres e-mailowy jest do Państwa dyspozycji. Redaktor naczelny
Andrzej Siciński

Słowo Boże uczy,że najpierw należy udzielać pomocy duchowej współwyznawcom własnego kościoła, a potem dopiero osobom z zewnątrz kościoła ( tak nauka dotyczy przede wszystkim duchownych przywódców kościoła !)

Czy pastor Siciński powinien wspierać mnie w prośbie skierowanej do Union British o przeprowadzenia konfrontacji ze zborem w Londonderry – jeśli nie chce być nazwanym urzędasem – który dla wygody chowa się za formalne regulaminy? Czy on jest jeszcze PASTERZEM CHRYSTUSA, czy już tylko urzędasem, żyjącym z podatków dziesięcin współwyznawców KADS?
.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz